Strona w przebudowie
Aktualne informacje na temat działań NIMiT znajdują się na stronie nimit.pl.

Muzyka w filmach polskich 2016

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy: muzyka z filmu - Wydawnictwo Agora (2016)

W 2016 roku padł kolejny rekord frekwencji w polskich kinach, jako że sprzedano najwięcej biletów od czasu prowadzenia statystyk w III RP: 52 milionów, a więc 1,3 na głowę i to aż 1/4 na tytuły rodzime. Ponadto aż w dziesięciu filmach fabularnych i dokumentalnych to muzyka lub muzycy byli głównymi bohaterami, a w wielu innych ścieżka dźwiękowa przekraczała stereotypy.

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy (muz. Wojciech Karolak, reż. Janusz Majewski, prod. WFDiF) to brawurowy comeback mistrza polskiego kina gatunkowego, który przyniósł także nagrodę Orła za muzykę. Główny bohater, elegant i oryginał, wraca z Anglii do Polski w połowie lat 50. i wraz z innymi odszczepieńcami zakłada w uzdrowisku bigband grający swing na przekór skrzeczącej rzeczywistości. Muzyka w Excentrykach... jest zatem wehikułem zachodnich marzeń i aspiracji, ale także wspomnieniem nie tak odległych czasów przedwojennych, synonimem szyku i sex appealu, jak w tytułowym standardzie On the Sunny Side of the Street. Oprócz Big Collective Band – z gościnnym udziałem m.in. Henryka Miśkiewicza, Jacka Namysłowskiego i Grzecha Piotrowskiego – w filmie błyszczy także Wojtek Mazolewski Quintet w roli bikiniarzy, a sam Wojciech Karolak (pamiętny ze ścieżek dźwiękowych do Konopielki i musicalu Miłość z listy przebojów) pojawia się w epizodzie jako pianista. W obsadzie można podziwiać same gwiazdy: Pszoniak na fortepianie, Zborowski na trąbce, Ferency na klarnecie; evergreeny Millera, Ellingtona i Portera śpiewają Bohosiewicz, Rybicka i oczywiście Maciej Stuhr, grający także na puzonie i dyrygujący zespołem.

Wszystkie nieprzespane noce (muz. Lubomir Grzelak, reż. Michał Marczak, prod. Endorfina Studio i Pulse Films) to rodzaj pokoleniowego manifestu, paradokumentalny obraz młodych warszawskich imprezowiczów, a  zarazem jeden z nielicznych niedawnych polskich filmów pulsujących muzyką od pierwszej do ostatniej minuty. Zarówno rytm montażu, jak i rozwój scen czy dialogów zdają się zależeć właśnie od brzmień mniej lub bardziej tanecznej elektroniki. Za jej kształt odpowiadał jeden z czołowych producentów, prowadzący niezależny label Lutto Lento, wspomagany w doborze utworów przez Filipa Lecha i Pawła Juzwuka, a miksu dźwięku dokonał Marcin Lenarczyk. Znajdziemy tu zarówno modne minimal techno Dominika Eulberga i Mall Grab, jak i retro w postaci funka, disco czy szlagierów Tour les garçons et les filles Hardy czy Hej, Man Jurksztowicz. Pełne spektrum od kawałków tętniących szybkim rytmem do znużenia i chilloutu podczas afterów – ta kompilacyjna ścieżka dźwiękowa stanie się dokumentem swoich czasów.

Równie ponadczasowa, choć z innych powodów, jest muzyka w filmie Walser (muz. Robert Piotrowicz, reż. Zbigniew Libera, prod. Balapolis), swoistej hybrydy antropologicznej fantazji z postapokaliptycznym thrillerem. Starszy konduktor trafia do pierwotnego plemienia, które żyje w zgodności z naturą i bez technologii, niczym po jakiejś katastrofie. Bardzo ważnym elementem jego rytuałów jest muzyka, uprawiana m.in. na pocieranych kijami lnianych strunach rozpiętych między drzewami oraz membranach zakopanych w ziemi, wydających iście kosmiczne basy bliskie estetyce dronów, sonoryzmowi czy sound artowi. Dźwięki służą tu porozumiewaniu się z naturą, ale także między dwoma wrogimi plemionami, jak w scenie, kiedy ich przedstawiciele konfrontują się w lesie. Robert Piotrowicz, zasłużony twórca polskiej improwizacji i festiwalu „Musica Genera”, pełnił przy powstaniu filmu kluczową rolę, wymyślając wygląd instrumentów i kształtując ich  brzmienie (z dużym udziałem elektroniki) oraz uczestnicząc w zdjęciach także jako reżyser. Co ważne, muzyka z Walsera świetnie sprawdza się także bez obrazu: bywa wykonywana autonomicznie i została także wydana na płycie winylowej (natomiast kompilacja z Wszystkich nieprzespanych nocy w postaci plejlisty na Spotify i Youtube).

Przeskakując od arthouse’u do mainstreamu, nie sposób nie zauważyć dwóch tytułów z istotną rolą ścieżki dźwiękowej. #Wszystkogra (muz. Paweł Lucewicz, reż. Agnieszka Glińska, prod. Scorpio Studio) to pierwszy od dawna polski musical, którym debiutowała w kinie doświadczona reżyserka teatralna. Losy wnuczki, matki i babci walczących o prawo do swego domu oraz szczęście w miłości ilustrowane są coverami największych polskich hitów, od Osieckiej i Grechuty przez Maanam i Perfect po TLove (ze znamiennym brakiem kawałków powstałych po 1991 roku). Aranżacje Lucewicza niekiedy brzmią oryginalnie, jak Nie dokazuj z suchą perkusją i elektrycznym basem, innym razem pozwalają poznać lepiej wewnętrzny świat bohaterów, jednak choreografia nie wykracza poza stereotyp, a fabuła roi się od niespójności.

Z kolei w największym hicie frekwencyjnym 2016 roku, czyli Planecie singli (muz. Łukasz Targosz, reż. Mitja Okorn, prod. Gigant Films) główną bohaterką jest idealistyczna i naiwna nauczycielka... muzyki. Cyniczny showman telewizyjny wykorzystuje jej opowieści z umawianych w internecie randek, kusząc kupieniem fortepianu na użytek szkoły. Na ścieżce dźwiękowej wyróżnione miejsce zajmują znowu piosenki Grechuty, tym razem głównie Dni, których jeszcze nie znamy (także w wariacjach instrumentalnych) oraz Korowód (na szkolnej akademii, z rapowanymi wstawkami). Na resztę składają się amerykańskie szlagiery i typowa muzyka ilustracyjna, podbijająca dynamikę, humor sytuacyjny lub służąca jako montażowy kit.

 
Pokaż cały
 
 
 
 
powrót

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celu świadczenia usług i w celach statystycznych. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce, w jej ustawieniach. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartej w cookies, kliknij „Zamknij”. Jeżeli nie wyrażasz zgody – zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce cookies

Zamknij